czwartek, 13 marca 2014

Koniec zakupów

Zakupy są właściwie ukończone. :) Wczoraj spakowałam pierwszą walizkę, w której zmieściło się jakieś 80% prezentów dla Hermie i rodziny. Mam nadzieję, że uda nam się spakować do 3 walizek, podręcznego plecaka i jednej podręcznej walizki. Moglibyśmy wziąć nawet 6 walizek, ale (na szczęście!) nie jesteśmy ośmiornicami i zazwyczaj sprawy się bardzo komplikują, kiedy ma się wiecej walizek niż rąk. Jeśli jednak nie uda nam się zmieścić wszystkiego w 3 walizkach, to i z czwartą sobie poradzimy dzięki temu, że mamy dwie walizki typu „spinner”, więc wystarczy jedna ręka, aby poradzić sobie z obiema.

Dyskutowana z poprzednim wpisie lampka solarna została zakupiona :). Miejmy nadzieję, że uda się ją naładować przed kolejnym tajfunem. Lampka jest żółta, gdyż jest to jeden z  ulubionych kolorów Hermie. Dla młodszych braci  kupiliśmy „brazucę” – piłkę nożną będącą repliką oficjalnej piłki meczowej mistrzostw świata w Brazylii w 2014r. Wybrałam wersję pomarańczową, gdyż biel z pewnością nie pozostałaby długo bielą :). Mam nadzieję, że chłopcy będą mieli zapewnioną dobrą zabawę przez długi czas. Dla Hermie mamy piłkę siatkową, w którą bardzo lubi grać.



 Pisałam już o tym, że trochę poszaleliśmy z zakupami. Być może jest to jedyna okazja w naszym życiu, kiedy będziemy mogli dać Hermie coś, co dla niej kupiliśmy, więc kupujemy rzeczy, które wg nas bardzo jej się przydadzą. Hermie jest jedynym dzieckiem z rodziny, które jest w programie, dlatego postaraliśmy się też o prezenty dla pozostałych członków rodziny. Starsi bracia i tato dostaną pianki do golenia i po 2 t-shirty. Starsze siostry, bratowa i mama dostaną po 2 bluzki i kosmetyczki (każda inną :) ), a w nich dezodorant, balsam do ust, szczotkę do włosów, mydło oraz balsam do ciała. Mam nadzieję, że wszystkim spodobają się prezenty. Chcemy, aby Hermie sama obdarowała najbliższych – sądzę, że nigdy wcześniej nie miała takiej okazji i będzie to dla niej wielkie przeżycie.
 
 

 
 
Prezenty dla rodziny zapakowane będą w torebki z rozgwiazdami, do których mam wielki sentyment.

Rozgwiazda
Pewien starzec o zachodzie słońca wybrał się na swój codzienny spacer opustoszałym brzegiem morza. Idąc tak w zamyśleniu, spostrzegł nagle w oddali sylwetkę mężczyzny. Podchodząc bliżej obserwował, jak młody człowiek bezustannie schylał się, podnosił coś i ciskał to do wody.

Gdy starzec zbliżył się jeszcze bardziej, dostrzegł, że młodzieniec zbiera rozgwiazdy, które fale oceanu wyrzuciły na plażę. Wielce zaintrygowany podszedł do mężczyzny i powiedział:

– Dobry wieczór. Przechodziłem właśnie tędy i zastanawiałem się, co robisz.
– Wrzucam te rozgwiazdy z powrotem do wody. Widzi Pan, mamy odpływ i wszystkie je wyrzuciło na brzeg. Jeśli nie wrzucę ich z powrotem do morza, umrą…
– Rozumiem… – odparł starzec. – Lecz takich rozgwiazd musi być na tej plaży tysiące i w żaden sposób nie uda Ci się uratować wszystkich… Jest ich po prostu zbyt wiele. Poza tym zdajesz sobie chyba sprawę – tłumaczył – że na tym tylko wybrzeżu podobnych plaż są setki i na każdej z nich morze wyrzuciło pełno rozgwiazd. Nie sądzisz więc, przyjacielu, że to, co robisz, nie ma większego znaczenia?

Młodzieniec uśmiechnął się, a potem pochylił, podniósł kolejną rozgwiazdę i wrzucając ją do wody, odrzekł:

– Ma znaczenie dla tej!
Adaptacja opowiadania „The Star Thrower” Loren Eiseley
 

 

niedziela, 2 marca 2014

Zakupy

No i rozpoczęło się szaleństwo zakupów. Przewidywałam, że nie skończy się na tych „kilku drobiazgach i po jednym prezencie dla każdego członka rodziny” i miałam rację. W chwili obecnej mam wypełnioną jedną walizkę, a kilka przedmiotów jest nadal w drodze... Postanowiłam, że kupimy wszystko to, co wg nas bardzo przyda się Hermie i rodzinie – tak, aby na miejscu nie wyrzucać sobie, że nie kupiliśmy czegoś, co przyszło nam co prawda na myśl, ale z czego zrezygnowaliśmy. Do listy prezentów dla Hermie doszła piłka do siatkówki, plecak i zrobiona na specjalne zamówienie poduszeczka z jej imieniem. Mój mąż ma obawy, że część rzeczy może przepaść podczas następnego tajfunu, więc prowadzimy obecnie rozmowy w stylu:

Ja: „Kupmy uniwersalną ładowarkę baterii, która może się przydać po przejściu tajfunu.”
Mąż: „Jeśli nie będzie do czego wracać, to wszystkie te rzeczy przepadną, łącznie z ładowarką, bateriami i latarkami.”
Ja: „Ale po to przecież jedziemy, żeby zastanowić się nad lepszym domem, więc jest szansa, że uda się zapewnić im nowe lokum przed następnym poważnym tajfunem.”
Mąż (z powątpiewaniem): „Przed tsunami nic nie ochroni domu.”
6 – letnia Nadia: „Co to jest tsunami?”
Mąż: „Duża fala.”
Ja: „Ale kojarzę z listów, że to teren górski i że ich dom jest nad jeziorem, więc może do nich nie dojdzie.”
Mąż: „Pojedziemy, zobaczymy... W każdym razie lampkę solarną na 100% kupujemy, bo to im się przyda.”
Ja: „A wg Ciebie to lampka jest bezpieczna?”
Nadia (próbując ponownie włączyć się do rozmowy): „A jak naładują lampkę, jeśli będzie padać??”
Ja: „Naładują wcześniej, zanim zacznie padać. Zazwyczaj chyba wiedzą, że zbliża się tajfun.”
Mąż: „O tsunami na pewno nie wiedzą.”

I takie właśnie prowadzimy rozmowy w przerwach zakupów. Nadia dodatkowo interesuje się każdą zakupioną rzeczą i martwi się, czy i ona będzie miała dla Hermie jakiś ładny prezent. Ja martwię się, że nie zmieszczą im się te wszystkie prezenty i że pomylono się w rozmiarze stopy Hermie. To wszystko jednak są małe zmartwienia, które w żadnym razie nie odbierają nam radości przygotowań do wyjazdu. Wylot za 10 tygodni!