Wczoraj rano po przeczytaniu e-maila z Filipin wiedziałam, że nadszedł TEN
dzień. Pół godziny później byliśmy właścicielami 3 kompletów biletów lotniczych
do Manili. Chwila, na którą czekałam od kilku lat, z marzeń przeszła w fazę
realizacji. Teraz przed nami szaleństwo planowania, podejmowania decyzji,
zakupów, ważenia bagaży, szczepień, przygotowywania prezentów, czyli to
wszystko, co musi się zdarzyć PRZED wejściem na pokład samolotu. Będziemy w podróży około 30
godzin, a nasza trasa przebiega następująco: Nowy Jork–Tokio–Manila.
W e-mailu z Filipin zaproponowano nam skorzystanie z korporacyjnej stawki
ChildFund podczas rezerwacji hotelu w Iloilo :) Zupełnie się tego nie
spodziewałam. Korzystając z okazji zapytałam, czy również mają podobne
propozycje w Manili. :) Zobaczymy, jaką dostanę odpowiedź. Przysłano nam także
harmonogram spotkania z Hermie. Kiedy piszę te słowa, mam chęć opowiedzić ze
szczegółami, ile miesięcy już trwa moja wymiana z ChildFund na temat tej wizyty
i jak bardzo ChildFund odszedł w tym przypadku od swoich reguł. Zostawię to
jednak na inny wpis, a dziś tylko wspomnę, że typowe spotkanie z dzieckiem
adoptowanym na odległość odbywa się w jednej z 3 wersji: spotkanie w Biurze
Narodowym (jeśli dziecko mieszka w trudno dostępnym terenie), spotkanie w
hotelu, spotkanie w biurze lokalnym. Nie ma opcji odwiedzenia dziecka w jego
własnym domu. To znaczy w wersji oficjalnej nie ma... :) 2 dni przed słynnym
tajfunem dostałam e-mail z Biura Narodowego ChildFund na Filipinach, w którym
wyjątkowo udzielono mi zgody na wizytę w domu Hermie. Od końca lipca starałam
się o to pozwolenie i na szczęście udało się. :)
Bardzo, bardzo czekam na szczegóły i ciąg dalszy tej opowieści.
OdpowiedzUsuń:) Ciesze sie! Opowiesc bedzie w odcinkach :)
Usuń