niedziela, 18 maja 2014

31 godzin w podróży

Po 5-godzinnym oczekiwaniu w Tokio wsiedliśmy szczęśliwi do samolotu do Manili. Przedostatni etap podróży trwał prawie 5 godzin i upłynął w miarę spokojnie. Nadia prawie całą podróż słodko spała, a my oglądaliśmy filmy i odliczali minuty do lądowania na Filipinach. Jedzenie w Japan Airlines (JAL) było naprawdę znakomite! Pierwszy raz zdarzyło się, abym jadła na pokładzie samolotu lody (a lotów mam za sobą sporo!). I to nie byle jakie lody – poczęstowano nas lodami Häagen-Dazs :). Poza tym z ciekawostek można było poprosić o zupę miso i zieloną herbatę z kartonu. Pierwsze swoje zetknięcie z liniami Japan Airlines oceniam bardzo pozytywnie i chętnie znów z nich w przyszłości skorzystam. Obsługa najlepsza jaką do tej pory spotkałam.



Manila powitała nas o 22:00 „chłodnymi” 32 stopniami Celsjusza, które bardzo skutecznie o kilka stopni ocieplała ogromna wilgotność. W momencie byliśmy zlani potem, a moje włosy odkształciły się w kierunkach, o których wcześniej nie wiedziałam, że istnieją. Po 30 godzinach w podróży było mi jednak wszystko jedno – moim jedynym marzeniem był wówczas chłodny prysznic i łóżko. Najpierw jednak trzeba było wydostać się z lotniska. Niby nic, ale był to jeden z najbardziej stresujących etapów podróży. Naczytałam się tyle na temat lotniska w Manili i taksówkarzy, którzy zabierają turystów do ślepych zaułków, gdzie czekają na nich złodzieje, którzy kradną pieniądze, karty kredytowe i elektronikę. Wiedziałam więc, że pomimo zaporowej ceny pojedziemy taksówką kuponową, czyli taką, której cena jest z góry ustalona. Jednak Filipińczycy mają swoje zdanie na temat tego, czym powinno się jechać, więc pomimo tego, że zadawaliśmy bardzo konkretne pytania, oni mieli swoją koncepcję naszej podróży do hotelu i każde pytanie kończyło się kierowaniem nas zgodnie z ich koncepcją. Evan nie tracił czasu na czytanie o zagrożeniach, więc kiedy na moment się odwróciłam, ktoś zdążył zdjąć z wózka 2 walizki i był już z nimi 10 metrów dalej przy jakiejś podejrzanej taksówce... Bardzo już zestresowana podeszłam do policjanta, który skierował mnie w końcu do kuponowych taksówek. Pół godziny jazdy (podczas której zauważyliśmy, że Manila tętni nocnym życiem i że jazda po niej jest czymś dla ludzi o stalowych nerwach) i dotarliśmy do naszego hotelu – the Malayan Plaza. W recepcji powiedziano nam, że dostaliśmy ”surprise upgrade”, czyli większy apartament od zarezerwowanego. Żeby nie mieć niespodzianki na koniec pobytu, potwierdziłam raz jeszcze cenę i okazało się, że taka sama, więc mogliśmy udać się do pokoju na zasłużony odpoczynek.





4 komentarze:

  1. Pierwsze koty za płoty za nami. Podróż opisana, czyli spokojnie możemy zaczekać na ciąg dalszy, który zapowiada się wręcz nadzwyczajnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszymy się, że bezpiecznie dotarliście na Filipiny! Zupa miso - brzmi ciekawie :) I nie dziwię się, że na skusiłaś się na lody, a o jakim smaku? :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podczas lotu do Tokio byly waniliowe, a na odcinku azjatyckim bananowe :) Pyszne! Dziekuje, ze nam towarzyszycie. Pozdrawiamy z Filipin!

      Usuń