czwartek, 29 maja 2014

Kierunek Filipiny


Wczesnym niedzielnym rankiem jedziemy taksówką na dworzec, skąd udajemy się autobusem na Boracay. 6 godzin to długo, ale można w ten sposób wiele zobaczyć. Obok mnie przez pierwsze 2 godziny siedzi Donna, z którą rozmawiam o Hermie, a także o jej pracy i jej dzieciach, których ma czworo i opłaca im prywatne szkoły. Donna jedzie na chrzest i wiezie ze sobą robione przez siebie słodycze z cassavy. Otwiera pudełko i daje mi spróbować. Są znakomite! Donna myśli o swoim biznesie – chce robić te słodkości na sprzedaż. Wychwalam je i życzę jej, aby się udało. Donna z dziećmi wysiada, a obok mnie usadawia się młody mężczyzna. Jego angielski jest gorszy, ale też trochę rozmawiamy. Na jednym z przystanków wchodzi do autobusu lokalny handlarz z przękąskami i mój sąsiad kupuje „puto”. Z zainteresowaniem przyglądam się dwom wąskim woreczkom wypełnionym białymi papkami zapakowanymi w liście bananowca. Pytam, co to jest i dostaję jeden cały woreczek :). Okazuje się, że „puto” to domowe ciasteczka ryżowe.  Widzę, że mój towarzysz zajada i niczym się nie martwi, więc i ja postanawiam zaufać temu domowemu wyrobowi. Są naprawdę dobre! :) :)


Po 6 długich godzinach w autobusie, przeprawie łodzią i jeździe popularnym na Filipinach tricycle docieramy do hotelu. Hotel Punta Rosa znajduje się na końcu Station 1 i oferuje dużo prywatności, co na Boracay jest towarem deficytowym. Miałam ogromne szczęście, że go znalazłam, bo nie lubimy tłumów i atmosfery tłocznych wakacyjnych  kurortów, więc mieliśmy wielkie obawy, czy najpiękniejsza wyspa świata to kierunek dla nas. Okazuje się, że tak! Boracay to raj... Zachwycająca sceneria, przyjaźni ludzie, białe plaże, bogata flora, ciepła czysta woda i przepiękne kolory – wszystko to, co przyciąga na Boracay tysiące spragnionych idealnych wakacji turystów. Jesteśmy trochę oszołomieni pięknem wyspy. Dla nas nie była ona sama w sobie celem przyjazdu na Filipiny, więc odbieramy jej piękno jako miłą niespodziankę. W ciągu kolejnych 5 dni rozkoszujemy się słońcem, plażą, przepięknymi widokami, zachodami słońca, a także próbujemy wielu  filipińskich potraw i owoców. To wspaniałe wakacje! Chyba nigdy nie trafilibyśmy na Filipiny, gdyby nie Hermie... Te kilkudniowe wakacje to prawdziwa wisienka na torcie. Nasz pobyt na Filipinach jest pod każdym względem wyjątkowy, więc cieszymy się każdą minutą. Zaczynamy już snuć marzenia o kolejnym razie. Czujemy, że będziemy tu wracać. Przyjechaliśmy odwiedzić Hermie, a zakochaliśmy się w Filipinach :) :). Trudno się nie zakochać w tym, co tutaj zastaliśmy... Cały ten wyjazd wydaje się być piękną bajką – czujemy ogromne szczęście i wdzięczność za to, że dane jest nam doświadczać tych wszystkich wspaniałych chwil... Prawdziwa podróż życia. 





























Z Boracay piszę do biura ChildFund w Richmond. Proszę o przelanie w moim imieniu pieniędzy na dom i łódź. Za kilka dni rodzina Hermie będzie mogła zacząć budowę domu i kupić własną łódź! Jeszcze chyba nigdy nie cieszyłam się tak bardzo wydając pieniądze :) :). 

Po 5 dniach w raju wracamy do Manili. W Malayan Plaza czeka na nas walizka i znajome twarze w recepcji. Przez 2 kolejne dni dochodzimy do siebie po przeżyciach ostatniego tygodnia. Odwiedzamy znów MegaMall, kupujemy drobne pamiątki, przygotowujemy się do długiej drogi powrotnej. W sobotę, kiedy wracamy wieczorem z zakupów, podchodzi do nas 5-latek, który sprzedaje naszyjniki z kwiatów. Chłopczyk jest bardzo szczupły, bosy, a na jego ramieniu śpi może 2-letnia siostrzyczka. Jest dosyć ciemno, ale widzimy, że chłopczyk ma dziurawą koszulkę. Wyjmuję z portfela banknot i daje chłopcu. Mała siostrzyczka budzi się i z zainteresowaniem wyciąga rączkę po pieniądz. Mówię chłopcu, aby schował do kieszeni, bo to sporo pieniędzy. On próbuje dać mi swoje naszyjniki, ale odmawiam. Być może inni je kupią i uda mu się troszkę dzięki nim zarobić... Ktoś podchodzi i daje chłopcu coś do jedzenia, poklepując go przy tym po ramieniu. Odchodzimy, lecz po kilku krokach dochodzi do mnie, że nie wiem, co się stanie z pieniędzmi, więc wyjmuję z siatki mango, banany i pieczywo, które dostaliśmy w gratisie do pizzy na kolację. Wysyłam Evana i Nadię, aby znaleźli chłopca, choć martwię się, czy nie zniknął on już z ciemnej ulicy. Wracają z pustymi rękami, co mnie bardzo cieszy. Dziś z pewnością ani chłopczyk, ani jego siostra nie pójdą spać głodni... Nadia opowiada, że dziewczynka od razu zaczęła jeść pieczywo. Mówi też, że cieszy się, iż dałam chłopcu pieniądze, po czym dodaje, że już nigdy nie będzie się na nic skarżyć. Wierzę, że to doświadczenie ostatnich 5 minut na ulicy w Manili zostanie w niej na zawsze. To chyba najszybsza i najgłębsza lekcja życia, jaką w swoim krótkim życiu przeżyła. Wkrótce wrócimy do świata, w którym nie zobaczy głodnych małych dzieci opiekujących się jeszcze młodszym rodzeństwem na ulicy miasta - w naszym świecie trudno pamięta się o tym, jakie ma się szczęście w nim żyć. Wiem, że w życiu Nadii nastąpiło właśnie coś ważnego. Kiedy wracamy do hotelu od razu siada, aby opisać to w dzienniku, który prowadzi. Po powrocie przeczyta swoje wspomnienia dzieciom w zerówce i chce, aby to dzisiejsze doświadczenie się też wśród nich znalazło...

***

Dziękuję wszystkim, którzy wraz z nami wybrali się w tę magiczną podróż do krainy spełnionych marzeń. Dziękuję za wszystkie modlitwy, pozytywną energię, za trzymanie kciuków za to, aby nam się nic złego nie stało. Tyle rzeczy mogło pójść nie po naszej myśli, ale dzięki Wam wszystko przebiegło idealnie. Wróciliśmy szczęśliwie do domu i do swojej codzienności. Jesteśmy jednak bogatsi o wszystkie doświadczenia, które przeżyliśmy na Filipinach.

30 stycznia nie mogłam zasnąć... Wzięłam laptop i zaplanowałam naszą podróż. Wszystko ułożyło się w logiczną całość i powstał plan, który niespełna 4 miesiące później zrealizowaliśmy punkt po punkcie. Najważniejsza jest decyzja. Po jej podjęciu wszechświat będzie konspirował, aby się udało. Kto poznał ten sekret, ten nie boi się podejmowania śmiałych decyzji :).

„To możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące."  
P. Coelho

Dwa szczęścia są na świecie: jedno małe- być szczęśliwym, drugie wielkie -
 uszczęśliwiać innych." 
J. Tuwim  

1 komentarz:

  1. Wszystko mi się podoba w tej opowieści. Chciałabym pojechać kiedyś na tą piękną wyspę i zobaczyć na żywo to, o czym właśnie przeczytałam. I podoba mi się myśl Juliana Tuwima. I jeszcze podoba mi się, że wszyscy uczestnicy tej podróży poczuli, czym jest szczęście. I ci, co zostali sowicie obdarowani i ci, co tak obficie darowali.

    OdpowiedzUsuń