Zatrzymujemy się... Po lewej stronie drogi wąska ścieżka,
która jest pierwszym etapem spaceru do domu Hermie. Wzdłuż niej chatki i bardzo
dużo zieleni.
Dorośli i dzieci wychodzą z chatek i nas pozdrawiają. Widać, że i oni są przejęci naszą wizytą. Ścieżka kończy się dosyć niespodziewanie i końcową część spaceru do domu Hermie odbywamy idąc korytem rzeki! Teraz jest pora sucha, więc można bokiem przejść, ale nie wyobrażam sobie, jak tu wygląda w porze deszczowej. Z tego między innymi powodu nie można wybudować tu nowego domu – jest to po prostu zbyt niebezpieczne. Przeskakując z kamienia na kamień dochodzimy do bambusowego domu, który wynajmuje rodzina Hermie.
Dorośli i dzieci wychodzą z chatek i nas pozdrawiają. Widać, że i oni są przejęci naszą wizytą. Ścieżka kończy się dosyć niespodziewanie i końcową część spaceru do domu Hermie odbywamy idąc korytem rzeki! Teraz jest pora sucha, więc można bokiem przejść, ale nie wyobrażam sobie, jak tu wygląda w porze deszczowej. Z tego między innymi powodu nie można wybudować tu nowego domu – jest to po prostu zbyt niebezpieczne. Przeskakując z kamienia na kamień dochodzimy do bambusowego domu, który wynajmuje rodzina Hermie.
Na zewnatrz i w
środku czekają pozostali członkowie najbliższej rodziny oraz dalsi krewni.
Wszyscy chcą się z nami przywitać. Widać, że szczególnie dalsi krewi są
troszkę zakłopotani – nie znają nas przecież, a poza tym nie przywykli do wizyt
obcokrajowców. W domku dajemy Hermie plecak wypełniony ubraniami i innymi
prezentami. To nadal nie jest wszystko, co dla niej przywieźliśmy, ale chcemy
rozłożyć jej radość na kilka razy. Hermie jest przeszczęśliwa! Wszystko
dokładnie ogląda, a Germma, pracownica socjalna zajmująca się Hermie, robi
bardzo dużo zdjęć. Tłumaczy przy tym, że dla nich ważna jest dokumentacja takich
spotkań i że Hermie ma ogromne szczęście, że jesteśmy jej sponsorami. Hermie
przekazuje prezenty, które przywieźliśmy dla pozostałych członków rodziny.
Chłopcy bardzo cieszą się z piłki nożnej. Robimy kilka zdjęć, Hermie dziękuje
nam za odwiedzenie jej domu i za przyjazd. Wszyscy są bardzo wzruszeni. Ocieramy
łzy i przytulamy się. Kolejna bardzo wyjątkowa chwila w tym niesamowitym dniu...
Mama Hermie trzyma moją rękę i ją mocno ściska. Patrzy mi w oczy, a swoimi
próbuje przekazać to wszystko, co czuje... Ja czuję zakłopotanie, że ta ciężko
pracująca kobieta czuje tak ogromną wdzięczność. Proszę Germmę, aby
przetłumaczyła, że to ja dziękuję, iż dzieli się ona z nami swoją córką i że
możemy być częścią ich rodziny. Obejmujemy się i już nie potrzeba żadnych
słów...
Hermie z rodzicami i Hernalyn odprowadza nas do drogi. Znów
zachwycam się palmami i pięknem okolicy. Tuż przy drodze rośnie malunggay, o
której rozmawialiśmy w czasie lunchu. Zapytałam, czy w diecie Hermie jest
wystarczająca ilość witamin i Lynette wspomniała zupę z malunggay. Pokazuje mi
ją, a ja uśmiecham się szeroko i opowiadam o plantacji malunggay (czyli moringi)
w Afryce :). Próbuje filipińskiej moringi, a od właścicielki drzewa dostaję od
razu kilka gałązek i nasiona :).
Ludzie naprawdę są bardzo życzliwi i pomimo
tego, że sami tak mało mają, chcą się podzielić. To dla nich takie oczywiste.
Może dlatego, że nie mają 50–calowych telewizorów, które pokazują im, co jest
potrzebne do szczęścia... Kilkadziesiąt metrów od domu Hermie to my – przybysze
z bogatego Zachodu, dostajemy prezenty od biednych ludzi. Najważniejsze z nich
są nienamacalne. To wzruszenia, uściski, spontaniczne przytulenia, których dziś
przeżyliśmy w dawkach wystarczających na całe lata...
Dochodzimy do
drogi i tutaj się żegnamy. Wszyscy się cieszymy, że przed nami jeszcze jeden
dzień, bo te 5 godzin to zdecydowanie zbyt krótko. Żegnamy się też z Celiną,
która mieszka przy drodze. Daje jej prezent, który ją bardzo cieszy. Jako
wolontariuszka niczego się nie spodziewa, a jest jedyną osobą, która dostaje
prezent :). Dla reszty pracowników mam bombonierki, które podam jutro przez
Germmę. Wsiadamy do samochodu i jedziemy ponownie do biura. Hermie zostaje
blisko swojego domku. Na dowód tego, że to wszystko się naprawdę zdarzyło ma
zdjęcia w swoim nowym aparacie i wspomnienia...
W biurze oglądamy występ dzieci z programu. Większość z nich ma sponsorów, ale niestety nie piszą oni do dzieci. Obiecuje dzieciom, że poproszę po powrocie, aby przesłano informację ich sponsorom, że dzieci czekają na korespondencję. Mam nadzieję, że listy zaczną napływać.
W biurze oglądamy występ dzieci z programu. Większość z nich ma sponsorów, ale niestety nie piszą oni do dzieci. Obiecuje dzieciom, że poproszę po powrocie, aby przesłano informację ich sponsorom, że dzieci czekają na korespondencję. Mam nadzieję, że listy zaczną napływać.
Żegnamy się z wszystkimi i wraz z Fe udajemy się w drogę powrotną do Iloilo. W
Miag-ao zatrzymujemy się, aby zobaczyć słynny kościół, który jest na liście światowego dziedzictwa
UNESCO. Bardzo wzruszam się na widok polskiego akcentu przy kościele...
W kościele mam okazję pomodlić się i podziękować Bogu za bezpieczne dotarcie do celu, za Hermie, za całe to doświadczenie i za to, że mamy możliwość zmieniać ludzkie losy... Rzeczywistość może okazać się piękniejsza od marzeń – dzisiejszy dzień jest najlepszym na to przykładem. Czujemy bezgraniczne szczęście...
Niezwykle poruszająca relacja <3 Czytałam jednym tchem z wypiekami na twarzy i łzami wzruszenia i szczęścia w oczach!
OdpowiedzUsuńJeszcze nigdy nie czytałam takiej relacji ze szczęścia. Wiem, że na świecie jest dobro i zło. Zło codziennie jest pokazywane w mediach. Tutaj przeczytałam o szczęściu obdarowanych i obdarowujących. Sama poczułam się szczęśliwa. Dziękuję za to.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że udało Wam się spotkać z Hermie i jej rodziną, czytając bloga staje się oczywiste, jak ważne to było dla każdego z Was spotkanie. Te chwile na zawsze już zostaną w Waszych sercach, dziękuję, że się z Nami tym dzielicie <3
OdpowiedzUsuń